Wielkanocna tradycja – śniadanie podane z sercem
23-04-2025, 10:16 BL, foto: UM Ruda Śląska, CUS Ruda Śląska
Wielkanocne śniadanie dla osób ubogich i potrzebujących, zorganizowane przez Centrum Usług Społecznych (CUS) we współpracy z „Ludźmi dobrego serca”, było kolejną odsłoną pięknej tradycji, która rozpoczęła się trzy lata temu.
Pomysł świątecznych śniadań narodził się, gdy dyrektor CUS, Krystian Morys dowiedział się o grupie „Ludzi dobrego serca” i grupie osób skupionych wokół pana Pawła, którzy pragnęli podzielić się tym, co mają, z osobami potrzebującymi. CUS, wtedy jeszcze Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej (MOPS), chętnie zaangażował się w to przedsięwzięcie. Tak jak co roku, przygotowania do śniadania miały miejsce w Wielką Sobotę. Pracownicy CUS zgłaszali się sami, aby pomóc w organizacji świątecznego śniadania. To nie były jedynie wielkanocne tradycyjne dania, ale przede wszystkim dar obecności dla tych, którzy na co dzień zmagają się z wieloma trudnościami, z osamotnieniem, bezdomnością i ubóstwem. Uroczystość rozpoczęła się mszą świętą o godzinie 9:00 w Sanktuarium św. Józefa. Następnie uczestnicy udali się do świetlicy przy ul. Piastowskiej na śniadanie, objęte patronatem patronów ludzi potrzebujących opieki, św. Brata Alberta i bł. Ks. Jana Machy.
Wielkanocne śniadanie stało się ważnym elementem, uzupełniającym całoroczne działania CUS na rzecz osób, dla których los nie okazał się nazbyt łaskawy. Potrzebnym, by każdy z uczestników śniadania poczuł radość świątecznych dni. O tym pięknym wydarzeniu rozmawiamy z dyrektorem CUS, Krystianem Morysem.
- Pomysł na świąteczne spotkania pojawił się trzy lata temu, kiedy dowiedziałem się, że w dzielnicy Ruda istnieje grupa „Ludzi dobrego serca”, którzy pragną dzielić się tym, co mają, z osobami biednymi i bezdomnymi. To m.in. mieszkańcy parafii pw. św. Józefa i Piusa X. Dowiedziałem się o panu Pawle, któremu udało się skupić wokół siebie ludzi pełnych życzliwości i zaangażowania, on sam próbował nawiązać kontakt z naszym lokalnym punktem pomocy społecznej. Od razu wiedziałem, że chcę z nim współpracować. Wtedy, jeszcze jako Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej (MOPS), a już przyszłe Centrum Usług Społecznych (CUS), chętnie angażowaliśmy się w tego rodzaju przedsięwzięcia, często wolontaryjnie. Po spotkaniu z panem Pawłem zwołałem grupę pracowników, zapytałem, czy zgodziliby się wziąć w tym udział na zasadzie wolontariatu. Zgodzili się od razu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w budżecie nie mamy dedykowanych środków na takie jednorazowe akcje świąteczne, przez cały rok staramy się przecież dożywiać potrzebujących. Uważaliśmy jednak, że święta to taki szczególny czas i nasi podopieczni również zasługują na wyjątkowe ich przeżywanie. Pan Paweł, przychodząc do mnie, przyniósł rekomendacje od księdza proboszcza ze św. Józefa Adama Brzyszkowskiego, z którym od lat współpracujemy, łącząc, jak zawsze podkreślam, sacrum z profanum. I tak zaczęła się nasza współpraca. Współpracujemy zresztą zarówno z organizacjami pozarządowymi świeckimi, jak i kościelnymi osobami prawnymi, bo Ruda Śląska ma wiele podmiotów prowadzonych przez Caritas, które realizują zadania na zlecenie miasta.
Jak wyglądają przygotowania?
- Zaczynamy już w Wielką Sobotę, to czas gotowania, w Niedzielę Wielkanocną zgłaszają się pracownicy do pomocy. Zaczynamy mszą w parafii świętego Józefa, którą odprawia ksiądz proboszcz. I tu chciałbym serdecznie podziękować za jego nieustające wsparcie. Wśród „Ludzi dobrego serca” jest ksiądz proboszcz i księża wikarzy, a także prezydent Michał Pierończyk, wiceprezydent Anna Krzysteczko oraz wiele osób i firm, które po prostu chcą by czyjeś święta były dobre, przyjemne. Staramy się urozmaicać nasze spotkania, ale często również sami ich uczestnicy występują, recytują wiersze, śpiewają i to jest naprawdę bardzo wzruszające. Pamiętam pana, który powiedział, że pierwszy raz w życiu mógł coś powiedzieć do mikrofonu i to jego "Bóg zapłać" było najpiękniejszym podziękowaniem jakie kiedykolwiek słyszałem.
Wspomniał Pan o wolontariacie... Jak wygląda zaangażowanie pracowników CUS w te inicjatywy?
- Zaangażowanie jest oparte na dobrej woli, nie ma żadnego nakazu. Pracownicy sami się zgłaszają, jedni w jedne święta, drudzy w kolejne, jeszcze inni pomagają w przygotowaniach. Panowie noszą ciężkie stoły i krzesła, a panie oczywiście lepiej radzą sobie w kuchni i przy dekoracji stołów. Współpracujemy tutaj ściśle z panem Pawłem, który dba o estetykę. Przygotowania i samo gotowanie odbywają się w kuchni parafii pw. św. Józefa. Dbamy o wysoki standard, mogę zapewnić, że produkty są najwyższej jakości, wszystko, co tam się serwuje śmiało mogłoby się znaleźć w naszych lodówkach, na naszych stołach. Z radością widzę, że pasja wśród pracowników nie gaśnie, wręcz przeciwnie, zawsze chętnie się zgłaszają. Myślę, że ta inicjatywa ma ogromne znaczenie i będziemy ją kontynuować tak długo, jak będzie taka potrzeba i wola ze strony naszych pracowników i współpracowników. Najważniejsze jest to, że możemy dać tym ludziom nie tylko posiłek, ale przede wszystkim poczucie wspólnoty i godności w te wyjątkowe dni. Może nie dorównujemy rozmachem dużym imprezom jak w Katowicach, ale nasze spotkanie odbywa się w takich godzinach, że jego uczestnicy, jeśli chcą, mogą również tam dotrzeć. Wybór należy do nich, ale wybierają właśnie nas, czują się z nami dobrze, są zaopatrzeni i obsłużeni. Jeśli chcą nam pomóc, również to robią. Zawsze przychodzą czysto i elegancko ubrani, to przecież święta. Wiedzą, że to jest ich miejsce, to są ich święta i mogą się tutaj spotkać, bez skrępowania, przyjmując wszystko z autentyczną radością. I co najważniejsze, nie są sami.
Komentarze